Zarządzanie to wielka sztuka. Wielu chce – niewielu umie.
Kilka miesięcy temu koleżanka z działu PR poprosiła mnie o napisanie krótkiego artykułu dla Gazety Finansowej, w którym miałam odpowiedzieć na pytanie: W jaki sposób zarządzać firmą, aby osiągała znakomite wyniki i była dobrze kojarzona?
Napisałam, wskazując na trzy… nie, cztery równorzędne obszary:
szef, strategia, ludzie i marka.
Dziś, boleśnie doświadczona zawodowo, myślę nieco inaczej. Stwierdzam, z całą odpowiedzialnością, że sukces firmy zależy głównie od …jak to wówczas ujęłam… „mądrości jej szefa konsekwentnie realizującego cele firmy, ale też otwartego na zmiany i potrafiącego wizjonersko spoglądać w przyszłość. Szefa, który jest w stanie „pociągnąć” za sobą ludzi, wzbudzając w nich poczucie odpowiedzialności za firmę”. Dodałabym do tego, że szefa nie tylko potrafiącego słuchać, ale szefa słyszącego. Szefa budującego a nie burzącego, tworzącego a nie nieudolnie kopiującego innych. Szefa, który wie, że nie wie wszystkiego, potrafiącego dostrzec w swoich pracownikach największy kapitał i szansę na rozwój.
Skuteczne zarządzanie to trudna sztuka, która wymaga odwagi i siły, ale też pokory i szacunku dla drugiego człowieka. To wielka odpowiedzialność . Nie każdy jest w stanie temu wyzwaniu sprostać. Ba, powiedziałabym, że nieliczni to potrafią. Większość myli:
zarządzanie z rządzeniem, szacunek ze strachem, a autorytet myli ze stołkiem, z którego spogląda na innych.
Boże, jak ciężko jest u takiego kogoś pracować (świadomie piszę „u” a nie „z kimś takim” – o tym nie ma mowy). Kiedy siadasz naprzeciwko, słuchasz i… nie wierzysz własnym uszom. Kolejne „cudowne” pomysły, które musisz przekuć w rzeczywistość z uśmiechem na twarzy i zgiętym karkiem. I to zżerające od środka poczucie bezsilności, beznadziejności, zdrady własnych poglądów i przekonań, dla których szukasz usprawiedliwienia w poczuciu odpowiedzialności za najbliższych. Zaciskasz pięści, zagryzasz wargi i … robisz, co musisz…. Gdybyś Ty był szefem… ach, świat byłby piękniejszy, firma i jej pracownicy pławiliby się w dostatku… czy aby na pewno?
Chwała tym, którzy potrafią, w swym subiektywnym spojrzeniu na samego siebie, uczciwie powiedzieć nie, dziękuję – nie nadaję się do zarządzania. Znam kilka takich osób. Znam i podziwiam.